Historia Joszi – suni, która podbiła serca łodzian
Suczka rasy akita zaadoprowana została przez Anię i Bartka zaledwie 3 dni przed jej zaginięciem. Chcieli dać jej dom, jakiego nigdy nie zaznała – poprzedni właściciel nie dał psu nawet namiastki tego, co można by nazwać po prostu dobrym traktowaniem. Takim, na jakie zasługuje każda odczuwająca istota.
– Zaadoptowaliśmy z chłopakiem Yoschi ponad miesiąc temu. U poprzedniego właściciela nie miała komfortowych warunków. Trzymana była w kojcu, rzadko ją z niego wypuszczał. Chcieliśmy dać jej lepszy dom
– mówi nam Anna Czerwińska, współwłaścicielka Joszi.
Joszi z właścicielami – Anią i Bartkiem. Po wizycie w klinice. / foto Anna Czerwińska
Pobyt w nowym domu, jak już wspomnieliśmy, trwał zaledwie trzy dni – zdarzył się wypadek, który nie tylko właściciele, ale i mieszkańcy Łodzi zapamiętają na długo. Podczas jednego ze spacerów mężczyzna na hulajnodze, rozpędzony do zawrotnych prędkości, wjechał między właścicieli i psa, a smycz się przerwała. Człowiek, który spowodował ten wypadek, nawet się nie zatrzymał. Joszi, całkiem zestresowana, uciekła.
Poszukiwania suni rasy akita trwały od 7 października do 5 listopada. Udostępniano posty, ludzie organizowali się w grupy poszukiwawcze suni.
– Zaalarmowaliśmy kogo tylko mogliśmy, niemal całą Łódź. Bardzo dużo osób zaangażowało się w pomoc w jej poszukiwaniach
– mówią właściciele.
Znalazła się niestety nie „cała i zdrowa”. Okazało się, że Joszi grozi amputacja
Psiaka łatwo było wystraszyć, dlatego też na ogłoszeniach pojawiały się prośby, by Joszi nie wołać ani nie gonić. Właściciele otrzymywali coraz to nowe lokalizacje, w których przebywa sunia, ale niełatwo było ją złapać – ostatecznie udało się to zrobić przy pomocy żywołapki.
Joszi złapana została na ulicy Trębackiej. Od pewnego czasu dokarmiali ją tu mieszkańcy. Wraz z właścicielami podjęłyśmy dziś próbę złapania jej na "głodnego" i się udało. Wreszcie weszla do klatki łapki. Obecnie jest z Anią i Bartkiem w klinice. Jest chuda i kuleje, więc była to pierwsza potrzeba na tę chwilę (...).
– mogliśmy przeczytać komentarz pani Ani Grzegorczyk na grupie Zaginione/Znalezione zwierzęta - ŁÓDŹ i okolice.
Po niemal miesiącu poszukiwań, Joszi udało się złapać 5 listopada. / foto Anna Czerwińska
Sunia nie okazała się jednak wrócić „cała i zdrowa”, jak zwykło się mawiać w podobnych sytuacjach. Po przebadaniu przez weterynarza okazało się, że potrzebuje pilnej i skomplikowanej operacji – inaczej grozić będzie jej amputacja. Lekarz zdiagnozował bowiem złamanie wieloodłamowe z przemieszczeniem kości udowej lewej. Właściciele uruchomili zbiórkę, która bardzo szybko rozprzestrzeniła się w sieci. Całą kwotę, z naddatkiem, udało się zebrać w kilkanaście godzin.
– Dzięki zrzutce i pomocy od ludzi uzbieraliśmy nie tylko na operację Joszi, ale też leki i hospitalizację. Łącznie udało się zebrać 7920,36 zł. Jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim wspaniałym ludziom, którzy zaangażowali się w pomoc!
– przekazała nam właścicielka suni, Anna Czerwińska.
Joszi przeszła już trudną operację. Od właścicielki dowiedzieliśmy się, że obyło się bez żadnych komplikacji. Jutro wróci do domu – i wreszcie będzie można powiedzieć: cała i zdrowa.
foto Anna Czerwińska
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.