Zniknął jak kamfora
Było wesoło, wszyscy świetnie się bawili. Do czasu, aż mężczyzna nagle się ulotnił. Koledzy sądzili, że po prostu się urwał.
- Może poczuł, że to już moment, żeby wracać do domu? Przecież to odpowiedzialny człowiek, a nie jakiś nocny rozrabiaka
- przypuszczali uczestnicy spotkania.
Trzydziestolatek odezwał się rano, ale nie z domu, tylko z Oddziału Diagnostyczno-Opiekuńczego przy ul. Przybyszewskiego. Zawieźli go tam mundurowi. Nic nie pamiętał. Zero, null. Za to w kieszeni znalazł... plik mandatów. Łącznie prawie 2 tysiące złotych - za zakłócanie porządku, picie w miejscu publicznym i inne „rozrywki”.
To była jego najdroższa impreza w życiu. Przynajmniej z tego, co pamięta...
Komentarze (0)