reklama
reklama

Czy będą płomienie w kuchni? Strażak z Łodzi w Hell's Kitchen

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Łódź po godzinach Uwielbia gotować i pomagać innym. Jednego dnia gasi pożary, drugiego serwuje pyszne potrawy. Poznajcie Huberta Jabłońskiego, kucharza i strażaka w jednej osobie.
reklama

Łodzianin w Hell's Kitchen

Od 31 sierpnia z uwagą możemy śledzić zmagania uczestników programu "Hell's Kitchen. Piekielna kuchnia". Jednym z nich jest Hubert - kucharz i strażak ochotnik, który podzielił się z nami swoją historią i przeżyciami z programu.

Justyna Obrzut: Co skłoniło Cię do udziału w programie Hell's Kitchen?

Hubert Jabłoński: Dawno, dawno temu, jakieś 7 lub 8 lat temu, kiedy poznałem mojego dobrego przyjaciela Damiana Marchlewicza, to on zainspirował mnie do tego, żeby wysłać swoje zgłoszenie. On był w 4. edycji Hell’s Kitchen. On wygrał tamtą edycję. Ja również lubię gotować, potrafię to robić, więc stwierdziłem, że to z pewnością jest program dla mnie. Nie mogłem iść do kolejnej edycji, bo byłem jeszcze niepełnoletni. Jak Damian wygrywał swoją edycję, to miałem 16 lat. Jak już osiągnąłem pełnoletność, to zdjęli Hell’s Kitchen z anteny. Musiałem czekać cierpliwie . Wyszło na to, że musiałem czekać 6 albo 7 lat aż Hell’s wróci na antenę. Jak tylko zobaczyłem, że jest casting otwarty, od razu wysłałem zgłoszenie, później miałem rozmowę przez Skype'a z reżyserem. Kolejnym etapem był już ten, w którym tak naprawdę gotowaliśmy. Po kilku dniach zadzwonili do mnie, że dostałem się do programu. Z tym telefonem jest bardzo śmieszna historia, ponieważ zadzwonili do mnie 1 kwietnia, kiedy akurat robiłem catering u klientów. Kilka razy upewniałem się, że to przypadkiem nie jakiś znajomy próbuje zrobić mi prima aprilis. Pani po drugiej stronie powiedziała mi, że dzisiaj wyjątkowo każdy ją o to pyta, uświadomiłem jej dopiero, że to pierwszy kwietnia, czyli prima aprilis. 

J.O.: Czy przez udział w programie musiałeś zrezygnować ze swoich codziennych obowiązków, pracy?

H.J.: Rzeczywiście czas był dla mnie wtedy wyjątkowo specyficzny. Miesiąc przed wyjazdem do programu założyłem własną działalność. Na szczęście udało mi się pogodzić wszystkie obowiązki i po powrocie do Łodzi nadal prowadzę firmę zajmującą się cateringami.

J.O.: Dodatkowo jesteś strażakiem. Jak godzisz wszystkie obowiązki?

Tak, jak najbardziej. Nadal jestem strażakiem w ochotniczej straży pożarnej Łódź-Wiskitno. Niedawno miałem całodobową zmianę na jednostce państwowej. Byliśmy tam w zastępstwie. Więc rzeczywiście mam całkiem sporo zajęć, ale straż to jest jednak pasja, to rzecz dodatkowa, którą robię, jak mam czas wolny. Rzeczywiście tego czasu na straż ostatnio jest zdecydowanie mniej, ale dalej sprawia mi to ogromną przyjemność i nadal chcę nieść pomoc innym i udzielać się, jak tylko mogę.

J.O.: Jak wspominasz udział w programie? 

H.J.: Na początku jak dostałem się do programu, to poczułem ogromną radość. Program okazał się niesamowitą przygodą. Nagrania trwały miesiąc, byliśmy w tym czasie całkowicie odcięci od świata, nie tylko od bliskich, ale naprawdę od całego świata. Faktycznie nie mieliśmy zegarków, telefonów, żadnego kontaktu z rzeczywistością. Spędzaliśmy wiele godzin na planie. Kiedy byliśmy w willi, to również byliśmy pod mikrofonami, kamerami. Nie mieliśmy absolutnie żadnej prywatności. Ten miesiąc minął jak pół roku. Tyle się działo, że nie mogłem uwierzyć, że minął dopiero miesiąc. Natomiast to przeżycie było bardzo obciążające psychicznie. Naprawdę było to ciężkie przeżycie. Ludzie często zastanawiają się, dlaczego my w już w drugim, trzecim czy czwartym odcinku  płaczemy za rodzinami. Sam tego wcześniej nie rozumiałem, oglądając wcześniejsze edycje. Będąc tam dopiero, człowiek jest w stanie zrozumieć te emocje i kryzysy. Nie ma tam ani czasu, ani prywatności na poradzenie sobie z wieloma sytuacjami. Tam z płaczu od razu przechodzi się do radości, bo osiągnęło się jakiś sukces. To jest absolutny emocjonalny rollercoster i każdy nowy dzień wyglądał, jak podróż do wesołego miasteczka.

Jeżeli miałbym podsumować cały udział w programie, to na pewno jest to moja przygoda życia. Poznałem tam mnóstwo fantastycznych i cudownych ludzi. Jednak jest taka rzecz, której się nie wstydzę i uważam, że powinno się mówić o tym głośno, bo to też może trafić do kogoś. Zaraz po powrocie poszedłem do psychologa na wszelki wypadek, żeby porozmawiać, bo po prostu czułem się fatalnie. Po powrocie dowiedziałem się również o bardzo przykrej dla mnie sytuacji rodzinnej, która miała miejsce podczas programu. Niestety przez to, że moi bliscy nie mieli ze mną kontaktu, dowiedziałem się o tym dopiero po powrocie. To był dla mnie ogromny cios. Podczas wizyty u psychologa przekonałem się, że wszystko jest ze mną wszystko dobrze, ale dostałem kilka wskazówek, jak sobie swój stan psychiczny poprawić. Dlaczego o tym mówię? Bo każdy w dzisiejszych czasach ma bardzo dużo na głowie i nie trzeba brać udziału w takim programie, aby jednak zdecydować się na taką wizytę.

Wspólne oglądanie show w Mono Cafe&bBistro w Łodzi

J.O.: Czy zobaczymy Cię w finale Hell’s Kkitchen?

H.J.: Tego akurat zdradzić nie mogę, obowiązuje mnie tajemnica. Nie mogę nic powiedzieć, ale jestem z siebie dumny. Wszyscy, którzy mnie znają, też są ze mnie dumni, wiemy, że już jestem w 6. odcinku, który w środę [5 października - przyp. red.] zostanie wyemitowany. Zobaczymy, co dalej, koniecznie trzeba oglądać! Dla mnie osobiście w programie celem minimum było zdobycie czarnej bluzy i mówiłem sobie, że jeżeli nie wygram, to przynajmniej chcę zdobyć czarną bluzę. To wyjątkowe wyróżnienie dla kucharzy. Do tej pory kucharze w programie zdobywali ją w 8. lub 9. odcinku, a wszystkich odcinków jest 10. Dziesiąty to oczywiście wielki finał. Czas pokaże, czy to marzenie udało mi się spełnić.

J.O.: Słyszałam również, że premiery nowych odcinków można oglądać razem z Tobą tutaj, gdzie jesteśmy, czyli w Mono Cafe&bBistro?

H.J.: Tak, Padł pomysł od szefa kuchni z Mono – Damiana, abyśmy zrobili wspólne oglądanie w restauracji, bo też tak organizował to wcześniej, kiedy to on brał udział w czwartej edycji. Wtedy też można było razem z nim oglądać odcinki w lokalu. Spotykaliśmy się, wspólnie przeżywaliśmy emocje. Zamawialiśmy dobre jedzenie i drinki. Bardzo mi się ten pomysł spodobał, więc również teraz postanowiliśmy kontynuować tę tradycję. Wprowadziliśmy ten pomysł w życie i bardzo dobrze to funkcjonuje. Znajomi przychodzą, oglądamy wspólnie. Czasem przyjdzie ktoś z dalszych znajomych i również zostanie, obejrzy. Jest to zdecydowanie ciekawsza opcja niż samotne oglądanie w domu przed telewizorem. Zawsze mogę dodać coś od siebie zza kulis, jeżeli coś w programie zostało pokazane, ale nie zostało wyjaśnione. Tutaj na miejscu podczas seansów mam szansę na opowiedzenie wielu szczegółów i smaczków.

J.O.: Czyli Czytelnicy tego artykułu również mogą wpaść?

H.J.: Jak najbardziej! Czeka dobre jedzenie, dobra atmosfera. Dobre picie, dobra kawa. Myślę, że nic więcej nie potrzeba do spędzenia środowego wieczoru w dobrym towarzystwie!

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama