reklama
reklama

Sezon w ŁKS-ie Łódź wciąż jest do uratowania

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Michał Pietrzak

Sezon w ŁKS-ie Łódź wciąż jest do uratowania - Zdjęcie główne

ŁKS Łódź wyjdzie na prostą jeszcze w tym sezonie? | foto Michał Pietrzak

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport Sezon w Fortuna 1 Lidze jest już na półmetku. W najbliższy weekend rozpocznie się już runda rewanżowa. W jakiej sytuacji przed drugą częścią rozgrywek znajduje się Łódzki Klub Sportowy? Wydaje się, że w całkiem niezłej, jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie okoliczności.
reklama

Jak się wali, to wszystko naraz. ŁKS świetnym przykładem

Długi, brak pensji dla piłkarzy, uciekający Mikkel Rygaard, kolejni piłkarze wypadający z powodu urazów, momentami fatalna wręcz postawa na boisku. Tak w skrócie można by opisać pierwszą rundę w wykonaniu Łódzkiego Klubu Sportowego. Nie pasuje to nijak to drużyny, która kilka miesięcy wcześniej była o włos szybkiego powrotu do elity po spadku z PKO Ekstraklasy w 2020 roku.  Chyba wszystko co mogło pójść źle, to przy al. Unii Lubelskiej 2 poszło jeszcze gorzej. 

Wróćmy do początku poprzedniej kampanii. ŁKS demolował kolejnych rywali na swojej drodze i jeśli wtedy po 12. kolejkach sezonu 2020/2021 ktoś by powiedział, że dwukrotni mistrzowie Polski nie będą grali w przyszłym sezonie w Ekstraklasie, byłby uznany za marnego prowokatora. Podopieczni wtedy jeszcze Wojciecha Stawowego mieli wówczas 31 punktów na 36 możliwych, bilans bramkowy 29-5. ŁKS był po prostu najlepiej naoliwioną maszyną na zapleczu ekstraklasy. Nie tylko wyniki, ale też gra wyglądała rewelacyjnie. Takie akcje, jak ta na poniższym filmiku (3:55), to była przy al. Unii norma, z taką grą kojarzył się wtedy ŁKS Łódź.

Czy z trenerem Stawowym byłoby inaczej?

Wojciech Stawowy, właśnie o Wojciecha Stawowego może się tutaj „rozchodzić”, jakby powiedział pewien nieżyjący już aktor ze znanego polskiego sitcomu. Kiedy Ełkaesiacy wpadli w turbulencje pod koniec rundy jesiennej i nie najlepiej zaczęli piłkarską wiosnę, w ŁKS-ie pożegnano się z Wojciechem Stawowym. Od tamtego momentu tak naprawdę przy al. Unii wszystko zaczęło się psuć. Trener Stawowy niejednokrotnie w wywiadach powtarzał, że gdyby zostawiono go na stanowisku, to biało-czerwono-biali graliby dzisiaj na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, a co za tym idzie, problemy finansowe klubu nie były głównym tematem w kontekście klubu. Zgoda, w ŁKS-ie sytuacja w momencie zwolnienia Wojciecha Stawowego nie była kolorowa, ale decyzja o zwolnieniu padła w nieodpowiednim momencie. Inni powiedzą, że nigdy nie ma odpowiedniego momentu na takie rzeczy, ale trenera Stawowego zwolniono po derbach Łodzi, w których po świetnej drugiej połowie Ełkaesiacy wyciągnęli z 0:2 na 2:2, mogło to dać impuls drużynie, mogło to dać większego powera. Tego się niestety nie dowiedzieliśmy i już się nie dowiemy.

Zamiast tego przy al. Unii zameldował się Ireneusz Mamrot. Co można o trenerze Mamrocie napisać? Jeżeli ktoś chce wkurzyć kibica Liverpoolu to powie mu np. Demba Ba. Ktoś kto chce zdenerwować kibica Barcelony powie: Josep Maria Bartomeu, a jak ktoś chce zirytować sympatyka ŁKS-u to powie: Ireneusz Mamrot. To będzie chyba najlepsze podsumowanie pracy trenera Mamrota w Łodzi. 

Później w ŁKS-ie przyszedł powiew świeżości w postaci Marcina Pogorzały, który odzyskał na krótką chwilę drużynę dla kibiców, sprawił że fani wierzyli, że drużyna zacznie grać jak na początku sezonu. Przez moment było pięknie, ale nie skończyło się happy endem (przygoda trenera Pogorzały w ŁKS-ie cały czas trwa, skończył się jedynie pewien etap). Porażka w finale baraży z Górnikiem Łęczna i na drugi dzień nowym szkoleniowcem został przedstawiony Kibu Vicuña. Hiszpan nie jest złym trenerem, wbrew temu co myśli większość, uważam że mógłby ten zespół poukładać, ale trzeba przyznać, że nie trafił do niej w najlepszym momencie. Kondycja finansowa klubu, atmosfera wokół drużyny i do tego kontuzje, które prześladowały wręcz ŁKS. W pewnym momencie zaczęto już czekać na mecz, w którym jakiś Ełkaesiak nie opuści murawy z powodu urazu, bo nawet o to było ciężko. Inna sprawa, że drużyna nawet przez chwilę nie grała tak, jak na to zasługuje klub, kibice i wszyscy związani z ŁKS-em.

Biorąc jednak pod uwagę wszystkie te czynniki, sytuacja w tabeli nie jest aż tak tragiczna. Wiem, że to śmiesznie brzmi, kiedy zobaczymy ŁKS na 8. miejscu, poza strefą barażową, ale podopieczni Kibu Vicuñy mają na razie jedynie trzy oczka straty do piątego Podbeskidzia i jeden mecz zaległy. Głupotą byłoby dopisywać biało-czerwono-białym od razu trzy punkty za zwycięstwo z Chrobrym Głogów, ale nie można też w żaden sposób tego wykluczyć. Jeśli ŁKS wygrałby zaległe spotkanie, to teraz miałby jedynie 6 punktów mniej niż wychwalany przez większą część sezonu rywal zza miedzy, Widzew Łódź. 

Z decyzjami podejmowanymi przy al. Unii bywało różnie w ostatnim czasie, ale należy wierzyć, że przerwa zimowa zadziała na korzyść klubu. Sezon jest na razie zły, ale wciąż do uratowania.

 

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama