ŁKS Łódź poprawia nastroje kibiców
Biało-czerwono-biali nie dawali swoim kibicom w ostatnim czasie zbyt wielu powodów do radości. Słabe mecze przeplatali z przyzwoitymi, w których udawało im się wyszarpać jakieś punkty, ale gra pozostawiała wiele do życzenia. Wydawało się, że łodzianie pójdą za ciosem po pewnej wygranej w Legnicy, ale wtedy przyszło kolejne rozczarowanie w postaci porażki z Podbeskidziem.
Nie sposób przejść tutaj obojętnie obok tematu kontuzji. Kto interesuje się ligą angielską, z pewnością zna kogoś takiego jak Brendan Rodgers. Irlandczyk powiedział kiedyś, że prowadzenie zespołu piłkarskiego przypomina naprawę samolotu w trakcie lotu. Kibu Vicuña dokładnie w takiej sytuacji się znalazł. Hiszpan stara się reperować kolejne usterki, które wprawiają biało-czerwono-białą maszynę w turbulencje. Zespół z jedną usterką sobie poradzi, to pojawiają się kolejne. Tylko w tym tygodniu z urazami z murawy zeszli Piotr Janczukowicz i Michał Trąbka.
Kontuzja jednego może być szansą dla drugiego. Tak było chociażby w przypadku Andy’ego Robertsona, który jest dzisiaj podstawowym obrońcą zwycięzcy Ligi Mistrzów z 2019 roku i być może podobna historia napisze się z udziałem Macieja Radaszkiewicza. 24-latek zastąpił w czwartkowym pojedynku Pucharu Polski kontuzjowanego Piotra Janczukowicza i przyczynił się do wyeliminowania ekstraklasowicza z rozgrywek. Kolejną szansę były piłkarz Lechii Tomaszów Mazowiecki dostał już trzy dni później w ligowym starciu z Sandecją. Radaszkiewicz zmienił bezproduktywnego tego dnia Ricardinho i odpłacił się golem na wagę zwycięstwa w ostatniej minucie spotkania.
- Moim zdaniem drużyna w tym tygodniu dużo walczyła, mieliśmy dużo problemów zdrowotnych i drużyna zasługiwała na to, żeby awansować do kolejnej rundy Pucharu Polski i dzisiaj na trzy punkty. W ostatniej chwili strzelił Maciej Radaszkiewicz, chłopak z drugiej drużyny i to jest bardzo ważne nie tylko dla pierwszej drużyny, ale także dla drugiej - mówił po spotkaniu z Sandecją, trener Vicuña.
ŁKS Łódź musi zdobywać punkty. Styl przyjdzie, gdy wrócą kontuzjowani piłkarze?
Ełkaesiacy awansowali zatem do 1/16 krajowego pucharu i wrócili do strefy barażowej w Fortuna 1 Lidze. Kontuzje to nadal zmora klubu z al. Unii Lubelskiej 2, ale miniony tydzień może napawać optymizmem, jeśli chodzi o wyniki drużyny. Najważniejsze dla Kibu Vicuñy są w tym momencie zdobycze punktowe, a nie sam styl gry. Jeśli sytuacja kadrowa się poprawi, wtedy można wrócić do dyskusji nad stylem, ale teraz najważniejsze dla ŁKS-u jest przetrwać plagę kontuzji.
- Dzisiaj było bardzo ważne, żeby wygrać mecz. Jeżeli chodzi o styl, możemy grać lepiej, ale kontrolowaliśmy spotkanie – posiadaliśmy piłkę, mieliśmy więcej sytuacji bramkowych. Graliśmy w czwartek 120 minut i na przykład Antonio Domínguez rozegrał wtedy pełne spotkanie po kontuzji. Mój plan przed meczem był taki, że może zagrać 60 minut i mamy Mikkela, ale Trąbi złapał kontuzję. Wtedy plan jest inny i tak, było dużo piłkarzy, którzy zagrali 120 minut albo 60-70 minut i widać, że w tych ostatnich 25 minutach brakowało im sił, ale ostatnie 10-15 minut było bardzo dobre. Jest to ważne zwycięstwo przeciwko dobrej drużynie. Było dużo piłkarzy, którzy zagrali 120 minut albo 60/70 minut i widać, że w tych ostatnich 25 minutach brakowało im sił, ale ostatnie 10-15 minut było bardzo dobre. Jest to ważne zwycięstwo przeciwko dobrej drużynie - dodał szkoleniowiec ŁKS-u.
Kolejne spotkanie podopieczni trenera z Półwyspu Iberyjskiego rozegrają na Stadionie Króla już w piątek, a przeciwnikiem będzie czerwona latarnia ligi, zespół Zagłębia Sosnowiec. ŁKS musi wygrać to spotkanie. W przeciwnym razie niesamowite emocje i piękna chwila do kolekcji Macieja Radaszkiewicza pójdzie na marne.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.