Zmienne nastroje
To był słoneczny dzień na nowojorskich kortach. Udało się przeprowadzić zaległe mecze i nawet kilka meczów deblowych. Dla polskich kibiców ważne były trzy spotkania, które niestety, choć wcześnie, nakładały się na siebie, więc trzeba było mieć podzielną uwagę.Rozpoczęła bardzo dobrze Iga Świątek, która z 11-ą rakietą świata Anastazją Sevastovą wygrała pierwszego seta 6:3, prezentując przy tym dojrzały i ciekawy tenis. Kiedy wydawało się, że mecz do końca będzie toczył się pod dyktando Polki, Łotyszka wygrała drugą partię 6:1. Źle funkcjonował serwis, a wygranych piłek po nim było ledwie 37%. Mieliśmy obawy o to, jak będzie wyglądał set trzeci, ale mimo, że Iga dała się przełamać, odrobiła stratę i doprowadziła do stanu 3:3. Niestety, po bardzo długim siódmym gemie, w którym Świątek od stanu 15:40 obroniła najpierw dwa, a za chwilę kolejne dwa break pointy, nie udało jej się utrzymać koncentracji. Sevastova wygrała tego i następne dwa gemy odbierając Polce nadzieję na kolejne występy w US Open. Iga pozostała jeszcze jakiś czas na korcie kryjąc twarz w dłoniach. Z pewnością zdawała sobie sprawę, jak wielka szansa się dziś wymknęła.
Faktycznie, obiektywnie trzeba przyznać, że Łotyszka była do ogrania i sądzę, że gdyby tego feralnego siódmego gema Iga rozstrzygnęła na swoją korzyść, to Sevastova, której puszczały nerwy i dostała już za zniszczenie rakiety ostrzeżenie, mogłaby nie wytrzymać presji. Oczywiście, to zawodniczka z olbrzymim doświadczeniem i potrafiła wielokrotnie przechylać szalę trudnych spotkań na swoją korzyść, jak choćby w finale w Jurmali, przeciwko Katarzynie Kawa, ale Iga prezentuje dość dużą „siłę ognia” na korcie i także umie już wygrywać końcówki meczów. Niestety, tym razem w wielkim szlemie jeszcze się nie udało.
W tym samym czasie na innym korcie rozpoczął swój mecz Kamil Majchrzak, który grał z Pablo Cuevasem z Urugwaju. I trzeba napisać, grał całkiem nieźle, wprawdzie przegrał w tiebreaku pierwszego seta, ale w drugim pokonał rywala 6:4, mieliśmy więc nadzieję. Do tego meczu wrócimy za chwilę.
Chronologicznie wyglądało to tak, że już zaczęła grę Magda Linette, mierząc się z turniejową jedynką, Japonką Naomi Osaką. Pierwszą partię przegrała 2:6, ale w drugiej grała lepiej, a przeciwniczka trochę pomagała i Magda objęła prowadzenie 3:0. W kolejnym gemie serwisowym Naomi przegrywała 15:40 i wydawało się, że 4:0 za chwilę stanie się faktem, a drugi set padnie łupem poznanianki. Nic takiego się jednak nie stało. Japonka obroniła break pointy i wygrała gema, co kompletnie wybiło naszą zawodniczkę z uderzenia. Straciła pewność siebie i popełniała coraz więcej błędów, które Osaka wykorzystała bezwzględnie wygrywając kolejne gemy do stanu 5:3. Wtedy Magda na chwilę się przebudziła i wygrała swoje podanie. Niestety, dysponująca świetnym serwisem Japonka wyserwowała sobie zwycięstwo 6:4.
Prawdopodobnie dało też o sobie znać zmęczenie, bo trzeba pamiętać, że wcześniej Magda Linette miała serię dziewięciu kolejnych wygranych spotkań. Szkoda tego meczu, ponieważ Osaka wydaje się być w słabszej formie i nie zakładałbym, że w tym roku obroni tytuł.
Wygrał, chociaż przegrał!
Tak można by napisać, wracając do meczu Kamila Majchrzaka. Opuściliśmy kort przy stanie 1:1 w setach. Podrażniony porażką w drugiej odsłonie Urugwajczyk wziął się ostro do pracy i pokonał Kamila 6:2 w secie trzecim. W czwartym wyszedł na prowadzenie 2:0, ale nasz zawodnik nie poddał się i odrobił przełamanie już w trzecim gemie. Przy stanie 3:2 Pablo poprosił o przerwę medyczną. Miał jakiś problem z mięśniem uda i od tego momentu widać było już, że gra ostrożniej, a bieganie po korcie sprawia mu poważny problem. Kamil wygrał seta do czterech, a w secie piątym Cuevas, chcąc zachować się sportowo, po prostu dograł seta do końca przegrywając 1:6. I cały mecz 2:3.Ktoś mógłby powiedzieć, że Kamil wygrał dzięki kontuzji przeciwnika, ale prawda jest taka, że do momentu kontuzji grał bardzo dobry, widowiskowy tenis i z pewnością nie byłby na straconej pozycji, nawet przy normalnej formie przeciwnika. Cuevas jest jednak o 10 lat starszy, a pięć setów w trzydziestostopniowym upale do przyjemności nie należy. Tak, czy inaczej, możemy się cieszyć z sukcesu piotrkowianina, który za awans do trzeciej rundy US Open otrzyma ponad 160 tyś dolarów, plus premię za dwa wygrane mecze w kwalifikacjach, a więc łącznie ponad 192 tysiące. Jak na ironię, Kamil wygrał, chociaż przegrał. Dlaczego? Bo przecież pamiętamy, że uległ w trzeciej rundzie kwalifikacji Białorusinowi I.Iwaszce, a do turnieju głównego dostał się jako tzw lucky loser, czyli szczęśliwy przegrany i to z drugiej pozycji, a więc po wycofaniu się z turnieju dwóch zawodników.
Piotrkowianin jest zatem w kolejnej rundzie wygrywając po raz wtóry pięciosetową batalię, chociaż nigdy wcześniej nie wygrał pięciosetówki, gdy tymczasem jego pogromca z kwalifikacji odpadł już w pierwszej rundzie. Czy to nie jest niesamowite? Teraz czeka na Kamila wypoczęty Grigor Dimitrov, który awansował bez gry gdyż z powodu kontuzji oddał mecz walkowerem B.Coric. Pamiętamy pojedynki z Bułgarem naszego Jerzego Janowicza i wiemy, że jest do ogrania. Tym bardziej, że teraz nie gra swojego najlepszego tenisa i zajmuje obecnie pozycję numer 73, a był już w swojej karierze o 70 miejsc wyżej. Problemem dla Kamila może być kwestia zregenerowania sił po dwóch ciężkich meczach, ale mamy nadzieję, że da radę i zobaczymy w sobotę świetny występ naszego młodego zawodnika.
Sypnęło sensacjami
Najpierw odpadła Petra Kvitova, numer 6 światowego tenisa, która nie dała rady Niemce A.Petkovic (88) przegrywając 4:6, 4:6, potem 13-sta rakieta rankingu A.Sabalenka uległa Kazaszce J.Putincevej 3:6, 6:7, ale prawdziwa sensacja miała miejsce tuż po północy naszego czasu, kiedy po dramatycznym meczu Simona Halep, obecnie nr 3 w rankingu WTA uległa amerykańskiej kwalifikantce Taylor Townsend (116) 6:2, 3:6, 6:7. Spotkanie to obfitowało w wyjątkową liczbę zwrotów akcji. Amerykanka od drugiego seta ruszyła do przodu i grając na twardej nawierzchni dawną metodą raczej z kortów trawiastych czyli serwis – siatka, atakowała Rumunkę skutecznymi wolejami. Ta starała się mijać, albo wrzucać dość solidnie zbudowanej przeciwniczce piłki wprost pod nogi. Oglądaliśmy więc pojedynek, w którym proste błędy przeplatały się z wyśmienitymi zagraniami. Dość napisać, że Amerykanka była przy siatce 105 razy. Takich statystyk nie ma w turnieju żadna inna zawodniczka i obawiam się, że również żaden z graczy w stawce tenisistów. Simona obroniła dwie piłki meczowe przy stanie 4:5, po to, żeby objąć prowadzenie 6:5, przy którym z kolei jednego meczbola wybroniła Townsend. W tiebreaku też doszło do kilku mini break-ów, aby w końcu po dwóch godzinach gry Amerykanka wygrała trzy piłki z rzędu i cały mecz 2:1.Warto też było obejrzeć pięciosetowy mecz turniejowej czwórki wśród mężczyzn, gdzie Niemiec Alexander Zverev rozstrzygnął na swoją korzyść trudne spotkanie z niedawnym rywalem Huberta Hurkacza z turnieju Winston-Salem, Francisem Tiafoe. Dla porządku trzeba odnotować wygraną Stana Wawrinki, z pogromcą Hubiego z pierwszej rundy US Open, Jeremy’ego Chardy 3:1 w setach (6:4, 6:3, 6:7, 6:3).
Teraz czekamy na występy deblowe naszych zawodników i oczywiście kibicujemy Kamilowi.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.