Przypomnijmy, okazało się, że na 30 metrach kwadratowych znajdowały się 94 psy, rasy buldog francuski. Część zwierząt mieszkała w klatach poustawianych jedna na drugą, część chodziła luźno po mieszkaniu. Jak się można domyślić, smród, jaki unosił się w powietrzu, był trudny do wytrzymania, nawet dla zaprawionych w boju obrońców zwierząt.
Pseudohodowla w kamienicy w Łodzi. Właścicielka miała "kochać swoje zwierzęta"
Interwencja trwał od 10 rano aż do 1 w nocy. Było bardzo trudno, między innymi, ze względu na zachowanie właścicielki, która w pewnym momencie zabarykadowała się ze zwierzakami w mieszkaniu. W konsekwencji trzeba prosić o pomoc straż pożarną. Na miejscu pojawiło się również pogotowie, ponieważ kobieta źle się poczuła i potrzebowała interwencji medycznej.W końcu udało się zabrać z kamienicy wszystkie zwierzęta i umieścić jej w domach tymczasowych. Wymagają leczenia oraz pomocy behawiorysty.
Wiele osób, które śledziły poniedziałkową interwencję, pytało, jak to możliwe, że miała ona miejsce dopiero teraz, dlaczego nikt wcześniej nie powiadomił odpowiednich służb o działaniu tej pseudohodowli, tym bardziej, że usytuowana ona była nie poza miastem, w niewidocznym miejscu, ale w mieście w kamienicy? Jak udało nam się dowiedzieć, pod tym adresem, oprócz właścicielki mieszka jeszcze jeden człowiek. Wokół budynku są bloki. Czy mieszkańcy o niczym nie wiedzieli? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Faktem jednak jest, że smród amoniaku wyczuwalny był, zanim jeszcze weszło się do kamienicy.
Wiemy również, że kobieta wciąż utrzymywała kontakt z innymi miłośnikami tej rasy. W przypadku, kiedy ktoś chciał oddać swojego psa, wiadomo było, że ta go przyjmie. Przyjmowała również czworonogi na kilka dni, w razie np. wyjazdu właścicieli. Czy nikt wcześniej nie widział, w jakich warunkach żyją te zwierzęta? O tym, ludzie, którzy zdecydowali się bronić kobiety, nie chcą mówić. Twierdzą, że pani A. kochała je, że nie żałowała na nie pieniędzy, a w razie potrzeby zawsze korzystała z pomocy lekarzy weterynarii. Mówią również o ogromnych kosztach operacji, jakie musiało przejść jedno ze zwierząt. Osoby, które potwierdzają, że kupiły szczeniaka z tej "hodowli" twierdzą, że otrzymali zdrowego, zadbanego psa, dlatego bez zastanowienia polecali tę hodowlę innym. Przyznają, że utrzymywali kontakt z właścicielką, ponieważ ta zawsze służyła im radą i pomocą, w razie potrzeby można było dzwonić również w nocy.
Wchodząc na stronę, na której pani A. opisywała swoją hodowlę, trudno zorientować się, że tak naprawdę mamy do czynienia z masową produkcją zwierząt. Na pierwszy rzut oka wpada nam informacja, że psami zajmują się profesjonaliści, a hodowla jest zarejestrowana w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Psa Rasowego „Kennel Club". Osoby, które myślą o zakupie psa tej rasy, mogą tam znaleźć porady dotyczące buldogów, ciekawostki, czy też informacje, na jakie dysfunkcje może cierpieć czworonóg. Buldogi nie są tam pokazane w klatkach, ale na kanapie, w łóżku, czy bawiące się na dworze. Rzeczywistość okazał się jednak inna.
Co na swoje usprawiedliwienie ma właścicielka? Próbowaliśmy się z nią skontaktować, jednak jej telefon jest wyłączony. W środę, w łódzkiej prokuratorze, usłyszała zarzuty znęcania się na 94 psami w typie buldoga francuskiego. Grozi jej do trzech lat pozbawienia wolności. Kobieta nie przyznała się do winy, złożyła wyjaśnienia.
Bronią właścicielki. Ich argumenty ją"pogrążają"
Wszystkie zwierzęta trafiły pod skrzydła organizacji, które zajmują się pomocą czworonogom. Częścią buldogów zajęła się Załoga Bulldoga. Jak mówi nam prezeska Ewa Owczarek, zwierzęta są w różnym stanie. Przede wszystkim mają choroby skórne, choroby uszu i oczy. Mają również, charakterystyczne dla chowu klatkowego, przerośnięte paznokcie.
Przede wszystkim wymagały kąpieli, ponieważ, w związku z tym, że załatwiały się w klatkach, śmierdziały moczem i były oblepione kałem. Przed nami bardziej wnikliwa diagnostyka i myślę, że dopiero wówczas będzie widoczna skala tego problemu
- przyznaje. Opowiada, że zadziwiająca była reakcja zwierząt, kiedy wyszły na spacer. Zachowywały się tak, jakby po raz pierwszy chodziły po trawie. Wśród psów jest jeden, który agresywnie zachowuje się w stosunku do innych.
Te zwierzęta są bardzo zaniedbane, jednak nie boją się ludzi, dlatego, nie sądzę, aby były bite
- podkreśla Ewa Owczarek. Pytamy ją, co by odpowiedziała osobom, które bronią pani A. To, że są współwinne tej sytuacji - słyszymy.
Każdy, kto kupił psa z pseudohodowli przykłada rękę to tego, że ten proceder się rozwija, że jest opłacalny. Te osoby są odpowiedzialne ze cierpienie zwierząt. Jeżeli obrońców tej pani nie przekonują zdjęcia z interwencji, to raczej nie mamy o czym rozmawiać.
Prezeska Załogi Bulldoda podaje jeszcze jeden przykład, który stawia właścicielkę "hodowli" w niezbyt dobrym świetle.
Jakaś osoba napisała, że wszystkie 1700 osób, które kupiło psa od tej pani, będzie jej bronić. Jeżeli mówimy o sprzedaży na taką skale, to, jak można się nie zorientować, że mamy tu do czynienia, nie z porządną hodowlą, ale ze zwyczają produkcją.
Osoby, które chciałaby wesprzeć Załogę Bulldoga mogą wpłacić pieniądze, które na pewno będą potrzebne na leczenie zwierząt. Już wiadomo, że koszty będą ogromne. Pieniądze można przelać na konto mBank, nr: 27 1140 2004 0000 3702 7538 7772 (z tytułem "Darowizna"), poprzez PayPal: fundacja@zalogabulldoga.org oraz IBAN: PL 27 1140 2004 0000 3702 7538 7772 / BIC/SWIFT: BREXPLPWMBK.
Czytaj również: "Hodowla" zwierząt w kamienicy. Inspektorzy zabrali pokaleczone, chore i zaniedbane buldogi
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.