Mieszkała na Bałutach z babcią, ZLM nie wierzy
Erwina Łuczyńska wprowadziła się do bloku na Wrocławską wraz z babcią w 2004 roku. Jej 20-letnia dziś córka Dagmara miała wówczas kilka lat. Kobieta z czasem poznała pana Łukasza, swojego obecnego męża. Na świat przyszła także Nikola, dzisiaj ma 12 lat. W rodzinie się nie przelewało . Mieszkanie najpierw zadłużyła babcia, która z czasem została eksmitowana, później opłat nie uiszczała pani Erwina. Jak mówi, w długi popadła przez różne zawirowania życiowe. Przełom nastąpił w 2017 roku.
- Podpisałam ugodę z Zarządem Lokali Miejskich. Do spłaty miałam 59 tys. zł. Co miesiąc do czynszu doliczałam 500 zł na poczet długu. Wpłacałam pieniądze. Mimo to w listopadzie 2021 roku dostałam pismo, że skończył się okresy chroniony, który obowiązywał w czasie pandemii koronawirusa. Dowiedziałam się, że czeka nas eksmisja, a my mamy przydzielone mieszkanie socjalne o niższym standardzie. Umowę o ugodzie nam wypowiedziano - relacjonu Erwina Łuczyńska.
Jak czytamy w korespondencji z ZLM, umowę zerwano z uwagi na nieterminowe wpłaty oraz brak części wpłat za media.
Kobieta poprosiła ZLM o możliwość całkowitej spłaty długu.
- Dowiedziałam się, że muszę zapłacić 64 tysiące. Nie wiem, czemu po kilku latach spłacania kwota urosła, a nie zmalała. Urzędnicy przekonywali, że jak spłacimy dług, to będziemy mogli podpisać umowę na najem mieszkania. Zapożyczyliśmy się, moja mama wzięła na siebie kredyty, mamy teraz duże raty do spłaty, ale udało się, uregulowałam całą należność. Mimo to nie podpisano z nami umowy i nie odstąpiono od eksmisji - dodaje pani Erwina.
Łódź: Spłacili dług, ale i tak czeka ich eksmisja
Mąż kobiety podkreśla, że rodzina sporo zainwestowała w remont lokalu komunalnego. To niewielkie dwupokojowe mieszkanie, ma 33 metry kwadratowe powierzchni.
- Zrobiliśmy łazienkę za jakieś 10 tys., pokoje z elektryką od postaw. Została jeszcze kuchnia - mówi Łukasz Łuczyński. - Składaliśmy mnóstwo wniosków o podpisanie umowy najmu. Pani dyrektor ZLM ciągle je odrzucała. A to nie zaznaczyliśmy jakiejś zgody, a to na jednej stronie brakowało podpisu.
Lokal, z którego ma być eksmitowana pani Erwina jest jednym z kilku, które należy do miasta. Całym blokiem zarządza wspólnota. Radny miejski Tomasz Anielak podejrzewa, że chodzi o pozbycie się lokali komunalnych, o ich sprzedaż.
- Tą sprawą zajmowała się komisja mieszkaniowa. Najemcą tego lokalu była babcia pani Erwiny. ZLM nie daje wiary, że pani Erwina wprowadziła się tu w 2004 roku, a przecież potwierdzeniem tego faktu jest to, że prowadzała córkę do szkoły podstawowej na Ciesielskiej. Kobieta nie woziłaby przecież dziecka do podstawówki na drugi koniec miasta. Jako komisja mieszkaniowa, radni wszystkich opcji, byliśmy jednomyślni, że pani powinna napisać wniosek o to, by zostać najemcą. Pani dyrektor ZLM odrzuciła wniosek. Nasze rekomendacje zwykle były respektowane. Jako radni nie mamy już narzędzi - tłumaczy Anielak i dodaje, że miasto zapewne chce sprzedać lokale, które ma w nieruchomości zarządzanej przez wspólnotę.
- Mamy do czynienia z sytuacją, że kolejna z rodzin staje się ofiarą urzędników. W Łodzi mamy około 1000 bezdomnych, zamiast starać się zmniejszać tę liczbę, to miasto działa inaczej. Od maja do października tego roku wykonano w Łodzi 100 eksmisji. Urzędniczy walec jeździ po ludziach - dodaje.
O sprawę chcieliśmy zapytać Zarząd Lokali Miejskich. Usłyszeliśmy, że nie ma możliwości rozmowy z dyrektorką. Odesłano nas do biura prasowego Urzędu Miasta Łodzi. Póki co nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Bazować możemy jedynie na korespondencji między panią Erwiną a Zarządem Lokali Miejskich.
Wynika z niej, że ZLM nie uznaje Erwiny Łuczyńskiej za najemcę. Powołuje się przy tym na wyrok eksmisyjny babci kobiety.
"Pani nie jest ujęta w tym wyroku jako osoba zamieszkująca w lokalu, co oznacza, że lokal nie stanowił wówczas dla Pani miejsca zamieszkania i centrum życia. [...] Opłaty czynszowe były wnoszone za jedną osobę. Taki stan rzeczy budzi uzasadnioną wątpliwość co do faktycznego zamieszkiwania innych osób w tym lokalu w analizowanym okresie" - czytamy.
Urzędnicy podkreślają również, że na lokal prawie 33-metrowy składały się pierwotnie: pokój, kuchnia, łazienka, wc i przedpokój. Dwa pokoje wydzielono z niego samowolnie.
Rodzinie zaproponowano mieszkania socjalne - jedno na Franciszkańskiej w kamienicy z toaletą na podwórzu, drugie jednopokojowe na Piekarskiej z elektrycznym ogrzewaniem. Z jednej strony nie chcą serwować córkom życia bez toalety, z drugiej boją się opłat za ogrzewanie na prąd.
Jaki będzie los rodziny? Sprawę będziemy monitorować.
CZYTAJ JESZCZE: Czynsze w miejskich kamienicach w Łodzi wysokie jak w ekskluzywnych apartamentowcach
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.