Spotkanie w Kielcach było od początku wyrównane. Widać było, że obie ekipy bardzo chciały udowodnić swoją wyższość, bowiem piłkarze walczyli o każdy metr boiska. Z minuty na minutę w szeregi zarówno ŁKS-u, jak i Korony wkradało się jednak mnóstwo niedokładnych zagrań, przez co gra nie była płynna. Obie ekipy nie stwarzały sobie także klarownych sytuacji bramkowych, co irytowało fanów zarówno z Kielc, jak i z Łodzi. To nie był dzień ełkaesiaków, którzy co prawda dłużej utrzymywali się przy piłce, ale nie potrafili z tego faktu nic ciekawego wykreować. Dość powiedzieć, że łodzianie oddali w pierwszej części gry zaledwie jeden celny strzał. Jego autorem był Antonio Dominguez, który jednak uderzył wprost w bramkarza Korony. Na domiar złego, jak się później okazało, łodzianie do końca spotkania nie oddali już ani jednego celnego uderzenia…
Już na początku drugiej połowy, szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy, bowiem sędzia podyktował na ich korzyść rzut karny. Według arbitra, Carlos Moros przy próbie wybicia piłki podniósł zbyt wysoko nogę, którą uderzył Mateusza Spychałę. Ta sytuacja wywołała niemałe kontrowersje, ale po konsultacji z wozem VAR, sędzia wskazał na wapno. Do piłki podszedł Adnan Kovacecić i pewnym strzałem pokonał Arkadiusza Malarza. Łodzianie od 53. minuty przegrywali więc 1:0. Wydawało się, że po straconej bramce ŁKS rzuci się do odrabiania strat. Tak jednak nie było, ponieważ to Korona bardziej uwierzyła w swoje umiejętności i dążyła do podwyższenia wyniku.
Bliski pokonania bramkarza łodzian był kilkukrotnie Petteri Forsell, ale za każdym razem jego piekielnie mocne strzały cudem bronił Arkadiusz Malarz. W 70. minucie znów na wysokości zadania stanął kapitan Biało-Czerwono-Białych, który nie dał się pokonać Adnanowi Kovaceviciowi po uderzeniu głową. W kolejnych minutach aktywniejsi byli Rycerze Wiosny, którzy próbowali trafić do siatki między innymi za sprawą uderzeń Guimy i Adama Ratajczyka, ale wszystkie te próby okazały się niecelne. W 83. minucie bardzo dobrą okazję z kontrataku zmarnował Rodrigo Zalazar. Urugwajczyk oddał strzał z ok. 12 metrów, ale piłka nie zdołała trafić w światło bramki. W ostatniej minucie podstawowego czasu gry, znów Forsell próbował zaskoczyć Malarza mocnym uderzeniem, ale i tym razem bramkarz ŁKS-u był na posterunku. Więcej bramek już w tym meczu nie padło, a łodzianie zasłużenie przegrali z głównym rywalem w walce o utrzymanie.
Sytuacja ŁKS-u jest po poniedziałkowej przegranej bardzo ciężka. Korona odskoczyła Rycerzom Wiosny na sześć oczek i teraz to kielczanie są najbliżsi bezpiecznego miejsca gwarantującego utrzymanie. Przed podopiecznymi trenera Kazimierza Moskala pozostało jednak do rozegrania jeszcze 11 finałów i dopóki istnieją matematyczne szanse na utrzymanie, to nikt nie powinien ich przedwcześnie skreślać. Okazja na kolejną zdobycz punktową już w najbliższy piątek. Tego dnia ŁKS zmierzy się w Łodzi z Górnikiem Zabrze.
Korona Kielce – ŁKS Łódź 1:0 (0:0)
1:0 – Adnan Kovacević (53.) k.
Korona: Kozioł - Spychała, Tzimopoulos, Kovacević, Szymusik, Cecarić (31. Zalazar), Radin (73. Kiełb), Gnjatić, Żubrowski, Pucko, Forsell (90. Lisowski).
ŁKS: Malarz - Bogusz, Moros, Dąbrowski, Vidmajer, Trąbka (79. Corral), Srnić, Guima, Domínguez (61. Pirulo), Ratajczyk, Wróbel (61. Sekulski).
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.