Trudne jest życie ludzkie. Zdarza się, że mały człowiek - nawet kilkudniowy - musi pożegnać się ze swoimi rodzicami. Anna Rajska-Rutkowska oraz Sylwia Renosik pracujące w Fundacji Gajusz opowiadają, jak przejść przez taką traumę, jak łódzki ośrodek Tuli Luli wspiera maluszki w tym, by jak najszybciej znalazły nowy, otaczający je ciepłem dom.
Anna Rajska-Rutkowska z Łodzi porzuciła komercyjną pracę na rzecz tulenia
W Tuli Luli w Łodzi pracują same kobiety. Dają małym dzieciom, które czekają na adopcję, miłość, poczucie bezpieczeństwa i bliskość. To bardzo ważne dla malucha, który dopiero co przyszedł na świat. Dla niego mama jest wszechświatem.
- Chciałoby się powiedzieć, że większość dzieci z Tuli Luli jest zdrowa. Ale jest coś takiego, jak trauma związana z rozłąką z mamą, czyli pierwszym wszechświatem dziecka. To tęsknota za biciem serca, zapachem, dźwiękami. Trauma może powodować, że w mózgu maleństwa zachodzą zmiany, które będą skutkować pewnymi trudnymi zachowaniami - mówi Anna Rajska-Rutkowska z Tuli Luli w Łodzi.
Pani Anna wcześniej pracowała w firmach komercyjnych, ale czuła, że to nie jest dla niej. Udzielała się w harcerstwie, organizacjach pozarządowych. Chciała czegoś więcej od życia.
- To był czas, kiedy wszyscy na potęgę pisaliśmy wnioski. Potrafiłam to robić. Tak znalazłam się w Gajuszu. Pieniądze pozyskane dzięki wnioskom robią wiele dobrego dla fundacji. Ośrodek Tuli Luli jest przeznaczony dla malutkich dzieci. Trafiają tu maleństwa, których rodzice zdecydowali, że chcą oddać je do adopcji - dodaje Anna Rajska-Rutkowska.
Łodzianki z Tuli Luli starają się minimalizować traumę u maluchów. Jak mówią, to nie jest takie trudne. Trzeba być w stałym kontakcie z dzieckiem, budować z nim więź i poczucie bezpieczeństwa.
Tuli Luli w Łodzi - centrum miłości, bezpieczeństwa i bliskości
- Dziecko ma zwykle kontakt z jednym opiekunem lub ograniczoną liczbą opiekunów. Chodzi o to, by ciocia zna nawyki maluszka, wie jak go układać do snu, czy lubi smoczek, gdzie go smyrać. W domu postępujemy tak instynktownie, bo tak nas matka natura stworzyła - dodaje pani Anna z Tuli Luli w Łodzi.
Maluchy mogą przebywać w Tuli Luli do roku. Niektóre opuszczają ośrodek szybko, inne dopiero w wieku sześciu lub ośmiu miesięcy. Wszystko zależy od sytuacji danego maleństwa - jego stanu zdrowia i sytuacji rodzinnej. W tej chwili w placówce przebywa czternaścioro dzieci. Maksymalnie może ona przyjąć dwadzieścioro.
- Dziecko przekraczając próg naszego ośrodka, przychodzi ze swoją historią, historią rodzinną. Kobiety zwykle oddają dzieci do adopcji, bo nie mają wsparcia już w czasie ciąży. Zdarzyło się, że dziecko po tym, jak przebywało u nas, wracało do rodziny biologicznej. My takie momenty świętujemy i celebrujemy - mówi Sylwia Renosik, pedagog z Fundacji Gajusz.
Wyzwaniem dla opiekunek Tuli Luli jest zaspokojenie potrzeb maluszków. One potrzebują bliskości i drugiego człowieka. Dziecko nie jest w stanie samo się uspokoić, potrzebuje kogoś dorosłego dla siebie.
- Pamiętam historię Zosi. Trafiła do nas, mając dwa tygodnie. Pamiętam doskonale to przyjęcie. Było o tyle wyjątkowe, że była malutka, ale miała duże oczy. Była z nami w ośrodku przez 9 miesięcy, to wyjątkowo długi czas. Wystąpiły trudności ze znalezieniem dla niej rodziny z terenu województwa łódzkiego, szukano więc w całej Polsce. Byłam opiekunem prawnym tej malutkiej dziewczynki, czułam się za nią odpowiedzialna. Gdy znalazła się dla niej rodzina, byłam ogromnie wzruszona - opowiada pani Sylwia.
Trudne dla wszystkich, zwłaszcza dla rodzin biologicznych są pożegnania z dziećmi.
- To ważne, by rodzic pożegnał się z synem i córką. To pozwala domknąć pewien etap i pozwala zacząć nowy - uważa Sylwia Renosik.
Rozstania nie są też zapewne łatwe dla opiekunek. Sensem Tuli Luli jest znalezienie domu dla dziecka. Nowy dom oznacza jednak pożegnanie. Radość miesza się w takich sytuacjach ze wzruszeniem.
- Byłam bardzo blisko z pewnym chłopczykiem, gdy opuszczał nasz ośrodek, dostałam bransoletkę. Do tej pory ją noszę. Ten gest był dla mnie bardzo ważny. Gdy patrzę na ten upominek, czuję szczęście. To symboliczny przedmiot - wyznaje pani Sylwia.
Zdarza się, że dzieciaki odwiedzają ciocie z ośrodka już z nowymi rodzicami i po pewnym czasie. Zwykle już na własnych nóżkach.
- Zwykle w takich sytuacjach poznajemy rodziców, bo dzieci bardzo się zmieniają - słyszymy od opiekunek Tuli Luli.
Zobaczcie wideo z udziałem łodzianek-bohaterek.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.