Kolejne testy potwierdziły, że chorują nie tylko dorośli, ale także trójka ciężko chorych dzieci.
!reklama!
Ponieważ podopieczni nie opuszczają placówki, wiadomo było, że to któryś z dorosłych „przyniósł” koronawirusa.
– Byliśmy przygotowani na taką sytuację. Wiedzieliśmy, że wcześniej czy później koronawirus może się u nas pojawić. Nie można powiedzieć, że to sytuacja niespodziewana. Ale na pewno jest trudna. Pociesza, że dzieci nie mają poważnych objawów. To gorączka i objawy grypopodobne. Nie ma problemów z oddychaniem, nie ma poważnych zagrożeń. Mamy ogromną nadzieję, że to się nie zmieni. Ale musimy być przygotowani na różne ewentualności. – mówi dr Aleksandra Korzeniewska-Esterowicz, lekarka z dziecięcego hospicjum stacjonarnego.
Obecnie w hospicjum przebywa 11 ciężko chorych dzieci, które ze względu na swój stan zdrowia nie mogą pozostawać w domach ze swoimi rodzicami. Aby ochronić resztę podopiecznych fundacja natychmiast wdrożyła procedury bezpieczeństwa.
- Błyskawicznie zbudowaliśmy śluzy, które oddzieliły hospicjum od reszty budynku. W związku z tym, że ognisko koronawirusa pojawiło się w hospicjum, a pacjent może zakażać przed wystąpieniem objawów, podjęłam decyzję, aby wzmożone środki ostrożności zachować wobec wszystkich dzieci i opiekunów - mówi dr Korzeniewska.
We wtorek i środę (8 i 9 grudnia) powtórzone zostaną testy na obecność koronawirusa u personelu i dzieci. W razie kolejnych zakażeń hospicjum stanie przed poważnym problemem, by zapewnić dzieciom odpowiednią pomoc ze strony opiekunów. Ze wsparcia hospicjum korzystają dzieci z ciężkimi problemami zdrowotnymi i nieuleczalnymi chorobami, wymagające profesjonalnej opieki medycznej.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.