reklama
reklama

Nawet do 50% dotacji w programie "Mój Prąd"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Nawet do 50% dotacji w programie "Mój Prąd" - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Łódź Nawet do 50 procent wartości instalacji fotowoltaicznej, choć nie więcej niż 5 tys. zł – o dotację w takiej wysokości będą mogły ubiegać się gospodarstwa domowe w rządowym programie „Mój Prąd”.
reklama

Kto skorzysta z programu "Mój Prąd"?

Według szacunków może skorzystać z niego 200 tys. gospodarstw, a nabór wniosków rusza już we wrześniu. Według eksperta, rządowa inicjatywa powinna zachęcić gospodarstwa domowe do inwestycji w fotowoltaikę, ale na zainteresowanie tą technologią prócz czynników ekonomicznych ma wpływ przede wszystkim świadomość ekologiczna społeczeństwa.  Zaś ta w Polsce wciąż nie jest wystarczająca.

– Program „Mój Prąd” z pewnością korzystnie wpłynie na rozwój OZE, ale powstaje pytanie o skalę tego wpływu. W mojej ocenie może być on niewielki, bo borykamy się z niską świadomością i niskim poziomem zrozumienia dla konieczności transformacji energetycznej. W wymiarze stricte ekonomicznym – ze względu na konieczność zaangażowania własnego kapitału – wpływ programu raczej nie będzie znaczący. Jest to tylko jeden z wielu kroków na drodze do ekologicznej transformacji naszej energetyki – mówi agencji Newseria Biznes Jan Sakławski, radca prawny, wspólnik w Kancelarii Brysiewicz i Wspólnicy.

Premier Morawiecki w końcu lipca oficjalnie ogłosił rządowy program dofinansowania instalacji fotowoltaicznych „Mój Prąd”. Autorami są resorty środowiska i energii. I właśnie według resortu energii, nabór wniosków do programu ma ruszyć na początku września tego roku, a prowadzony będzie przez NFOŚiGW.

Program „Mój Prąd” jest skierowany do gospodarstw domowych (osób fizycznych), które mogą uzyskać dotacje nawet do 50 proc. wartości instalacji fotowoltaicznej, ale nie więcej niż 5 tys. zł. Wsparcie otrzymają instalacje o mocy zainstalowanej 2-10 kW. Całkowity budżet przewidziany na wdrożenie programu to 1 mld zł. Ta kwota ma w założeniu wystarczyć na dofinansowanie dla fotowoltaiki dla ok. 200 tys. gospodarstw domowych. Projekt „Mój Prąd” ma zwiększyć produkcję energii z mikroźródeł fotowoltaicznch i jednocześnie pobudzić rynek OZE.

– Ten program jest dedykowany konkretnej grupie, tzn. osobom fizycznym, które prowadzą gospodarstwo domowe. Nie jest to więc program, który w jakiś sposób odciąży te elementy naszego systemu energetycznego, które w największym stopniu wpływają na niedobory mocy. W drugiej kolejności warto wskazać, że wysokość dotacji, którą można uzyskać w programie „Mój Prąd”, jest dość ograniczona – mówi Jan Sakławski.

Jak ocenia ekspert, rządowa inicjatywa powinna zachęcić gospodarstwa domowe do inwestycji w fotowoltaikę, choć trzeba pamiętać, że na zainteresowanie tą technologią – oprócz czynników ekonomicznych – wpływa przede wszystkim świadomość ekologiczna społeczeństwa.  

– Borykamy się w tej chwili z niedoborem mocy w ramach energetyki rozproszonej, energetyki prosumenckiej, więc to jest z pewnością krok w dobrą stronę. Natomiast dopiero czas pokaże, czy będzie on kluczowym elementem determinującym wzrost zainteresowania tego rodzaju technologią – mówi Jan Sakławski 

Obecnie koszt instalacji, na którą można uzyskać dofinansowanie w ramach tego programu, waha się od 10 do 20 tys. zł. Czasem nawet znacznie więcej będą musieli wydać ci, którzy postawią na bardziej zaawansowane technologie.

– Te 5 tys. zł dotacji jest znaczącym dodatkiem, ale nie wyłącza konieczności zaangażowania własnego kapitału. Siłą rzeczy, on zwróci się dopiero po jakimś czasie. Okres amortyzacji takiej inwestycji może być różny – zależy od tego, jak dużą moc zainstalujemy na dachu, jakiej jakości będą panele. Być może te 5 tys. zł będzie stanowiło jedynie 25 proc. kosztów kwalifikowanych całej inwestycji, a pozostałe 15 tys. będzie musiało się zwrócić w rachunkach. Taka kwota będzie się zwracać przez dłuższy czas. Jeżeli kupimy nieco tańszą instalację, to ona oczywiście może mieć mniejszą żywotność i jakość, ale z drugiej strony szybciej się zwróci. Wszystko rozbija się o zwykłą kalkulację inwestycyjną – mówi Jan Sakławski.

Według Ministerstwa Energii, w ubiegłym roku w Polsce powstało łącznie 28,36 tys. mikroinstalacji fotowoltaicznych o łącznej mocy 173 MW. To ponad dwukrotnie więcej niż na przykład w 2017 roku. Raport Instytutu Energetyki Odnawialnej Polska pokazuje, że już w tym roku nasz kraj ma szansę znaleźć się na 4. miejscu w UE pod względem rocznych przyrostów nowych mocy fotowoltaicznych (raport „Rynek Fotowoltaiki w Polsce 2019”). Dane prezentowane przez koalicję „Więcej niż energia” wskazują z kolei, że w Polsce co najmniej 4 mln budynków ma warunki techniczne do zainstalowania mikroinstalacji OZE.

– Program „Mój Prąd” wspiera energetykę prosumencką. Do tego mamy także rozwiązania związane ze sprzedażą prądu przez prosumentów opisane w ustawie o odnawialnych źródłach energii, wsparcie dotacyjne z różnego rodzaju funduszy, pozwalające na wznoszenie inwestycji o nieco większej mocy, które mają zastępować energetykę konwencjonalną. Mamy też systemy wsparcia już na etapie operacyjnym, czyli system aukcyjny. Jest też wsparcie dla kogeneracji, czyli jednoczesnego wytwarzania ciepła i prądu w jednym procesie technologicznym. Tak więc dostępnych na rynku instrumentów, które mają wspierać rozwój energetyki rozproszonej, jest bardzo dużo. Jednak poziom produkcji takiej energii wciąż nie jest zadowalający – podkreśla Jan Sakławski.

Jak ocenia, w Polsce energetyka prosumencka nadal „raczkuje” i nie ma takiego społecznego zainteresowania tym tematem jak choćby u naszych zachodnich sąsiadów. To także jeden z powodów, dla których Polska będzie mieć problem z osiągnięciem celu wymaganego przez Unię Europejską, czyli 15-proc.o udziału OZE w miksie energetycznym do 2020 roku.

– Rozwój OZE jest w tej chwili przyhamowany przez bariery regulacyjne, jak tzw. ustawa antywiatrakowa i problemy z nowymi inwestycjami w elektrownie wiatrowe na lądzie. Z drugiej strony widzimy rosnącą świadomość polityczną i biznesową, że odejście od dużej, systemowej energetyki opartej na paliwach konwencjonalnych jest absolutną koniecznością. Stąd m.in. zaawansowane rozmowy o dedykowanych rozwiązaniach dla energetyki wiatrowej na morzu. W Niemczech i na przybrzeżnych terenach Danii funkcjonują farmy wiatrowe o łącznej mocy 1 GW. W Polsce też zmierzamy w tym kierunku i staramy się rozwijać tę technologię, natomiast wciąż jest jeszcze tutaj daleka droga przed nami – mówi Jan Sakławski.


            Źródło: Newseria.pl

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama