Zabytkowa willa przy ul. Wróblewskiego. Po głośnym włamaniu niewiele się zmieniło
Klasycystyczna willa francuskiego fabrykanta Leona Allarta została wybudowana w końcówce XIX wieku. W okresie PRL-u obiekt przeszedł w ręce państwa. Po roku 1989 budynek przejęła firma farmaceutyczna Hurtap, a następnie kupił ją prywatny właściciel.O willi przy ul. Wróblewskiego zrobiło się szczególnie głośno we wrześniu 2019 roku, kiedy z obiektu skradziono zabytkowe ruchomości: ręcznie zdobiony mosiężny żyrandol, dziewięć XIX-wiecznych klamek do drzwi, 47 ręcznie wykonanych zdobień balustrady oraz dwie baterie umywalkowe. Niestety oprócz kradzieży, sprawca dokonał też zniszczeń.
– Sprawa obiektu przykuła moją uwagę już mniej więcej w 2012 roku, kiedy zacząłem interesować się Łodzią z perspektywy fotografii. Od 2018 roku intensywnie kontroluję sytuację budynku. Wtedy, za zgodą właściciela, wszedłem do środka i dowiedziałem się, że trwają przygotowania do remontu willi – mówi łódzki społecznik Radosław Redman Stępień, który monitoruje sytuacje zabytków, opuszczonych i trudnodostępnych obiektów na terenie Łodzi.
Po jakimś czasie społecznik dowiedział się, że za zgodą właściciela obiektu w środku odbywają się wydarzenia – m.in. osiemnastka i inne imprezy. Niedługo później doszło do słynnego włamania. Po tym incydencie zamurowano wejście do obiektu. Niestety niedługo później znaleziono inny sposób na nielegalne dostanie się do wnętrza willi.
CZYTAJ TAKŻE >>> „Te osoby są często pozostawione same sobie”. Podopieczni łódzkich DPS-ów piszą listy do Mikołaja
Willa Allarta w Łodzi. Społecznik apeluje o działania w sprawie ochrony zabytku
Choć prawnie willa posiada właściciela, w praktyce willą nikt się nie opiekuje – zabytkowi cały czas grozi niebezpieczeństwo.
– Około dwa miesiące temu znów dostałem informację, że wnętrze obiektu jest kompletnie niezabezpieczone. Widać ślady po libacjach alkoholowych i innych tego typu wydarzeniach. Niestety z właścicielem nie ma kontaktu. Ostatni raz odebrał ode mnie telefon mniej więcej w 2020 roku – opowiada społecznik.
Aktywista podkreśla, że podejmował interwencje w sprawie zabezpieczenia budynku. Niestety żadna z nich nie doczekała się odzewu.
– Sprawa bulwersuje mnie, ponieważ większość łódzkich willi bezpowrotnie straciło swój oryginalny wystrój. W tym budynku wciąż znajduje się niezwykle cenny witraż z 1926 roku. Prawda jest taka, że okolica nie jest specjalne bezpieczna – tłumaczy Radosław Redman Stępień. – Niewiele brakuje do tego, żeby ktoś wszedł do willi i np. pod wpływem jakiś środków odurzających lub alkoholu, choćby „dla zabawy” postanowi zniszczyć te zabytkowe elementy. Byłem już świadkiem wielu takich sytuacji na terenie Łodzi
Nasz rozmówca zaznacza, że nie wymieni z nazwiska osób, którym wcześniej sygnalizował sprawę konieczności zainterweniowania w sprawie ochrony zabytku. Niestety spotkał się z całkowitym brakiem reakcji na swój apel.
– Nie będę publicznie pogrążał tych osób, ale zgłaszałem się w tej sprawie do wielu radnych, ponieważ odpowiedzialność za takie sprawy należy również do nich. Oczywiście bez żadnej reakcji. Osobiście uważam, że sprawa ochrony zabytków w Łodzi jest rażąco zaniedbywana. Urbanistyka to nie tylko sprawa dróg, ale również kwestia opieki nad zabytkami – zaznacza.
SPRAWDŹ >>> Jasna i ciemna strona Łodzi. W których dzielnicach wziąć głęboki oddech, a gdzie lepiej go wstrzymać?
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.