Po wyrzuceniu z DPS-u zamieszkał na ławce jednego z bałuckich osiedli
Pan Robert nie ma rodziny, jest osobą zmagającą się ze znaczną niepełnosprawnością. Jego życiowa sytuacja pogorszyła się po tym, jak odmroził sobie stopy i przeszedł amputację obydwu kończyn dolnych; teraz porusza się na wózku inwalidzkim. Od kilkunastu tygodni mężczyzna jest osobą w kryzysie bezdomności – mieszka na ławce na terenie osiedlowej siłowni przy ul. Organizacji WiN.Jeszcze w czerwcu mężczyzna mieszkał w DPS-ie przy ul. Złotniczej, ale z końcem miesiąca został usunięty z placówki. Pan Robert podkreśla, że nie odszedł z DPS-u, a został z niego wyrzucony.
– Tamtejsza pani dyrektor robi to, co jej się podoba. Ubliża ludziom. Mnie obrzucała wyzwiskami – wyzywała mnie od degeneratów. Krótko mówiąc – chciała się mnie pozbyć. W oficjalnych powodach wyrzucenia podano, że jestem agresywny – mówi pan Robert. – Pani dyrektor zrobiła ze mnie alkoholika, a przecież cały czas odwiedzają mnie tu służby. Nigdy nie byłem pod wpływem alkoholu. Ludzie też tu przychodzą i wyczuliby, gdybym był pijany. Nigdy nie byłem agresywny, nikogo nie zaczepiałem. Dzieciaki przychodzą do mnie i mi pomagają – dodaje.
Sytuacja pana Roberta poruszyła mieszkańców, którzy zaoferowali mu pomoc.
– Wszyscy wokół są moimi przyjaciółmi. Przynoszą mi jedzenie, kołdry – co tylko potrzebuję. Dzięki nim mogę się ogolić czy umyć. Ale nie wiem, co będzie dalej – tłumaczy mężczyzna.
Pan Robert przekazuje, że od 2016 roku bezskutecznie stara się o lokal socjalny. Deklaruje, że chce wrócić do DPS-u, ale nie na warunkach, które aktualnie dyktuje dyrekcja placówki.
– Wrócę, jeśli pani dyrektor zmieni swoją postawę. Ta kobieta wybiera sobie osoby, które faworyzuje – jedni są lepsi, inni gorsi – opowiada były podopieczny DPS-u.
Mężczyzna relacjonuje, że od kiedy mieszka na ławce, przychodzili do niego funkcjonariusze Straży Miejskiej i Policji. Ostatnia wizyta SM odbyła się rano 13 września.
WIĘCEJ >>> Łódź. Po wyrzuceniu z DPS-u został bez dachu nad głową. Od tygodni mieszka na osiedlowej ławce
Na jaką pomoc do tej pory mógł liczyć były podopieczny DPS-u?
Przedstawiciele Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej informują, że powodem wydalenia pana Roberta z Domu przy ul. Złotniczej było jego złe sprawowanie i zachowania łamiące regulamin placówki.
"Decyzja o skierowaniu i umieszczeniu Pana Roberta we wspomnianym DPS-ie została uchylona ze względów bezpieczeństwa zarówno mieszkańców wspomnianego Domu, jak i jego personelu. Pan Robert notorycznie nie przestrzegał wewnętrznego regulaminu placówki, co miało m.in. postać: częstego nadużywania przez Niego alkoholu; wulgarnego i agresywnego zachowania zarówno w stosunku do współmieszkańców placówki, jak i do personelu placówki (kierował np. groźby pozbawienia życia); gróźb kierowanych pod adresem współmieszkańców w celu wymuszenia zakupu alkoholu; niszczenia mienia będącego świeżo po remoncie Domu Pomocy Społecznej przy ul. Złotniczej; niepodejmowaniem leczenia odwykowego oraz niepodejmowaniem współpracy z personelem placówki w zakresie rozwiązania swojej sytuacji.
Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Łodzi został powiadomiony o zachowaniu Pana Roberta i nieprzestrzeganiu przez Niego wewnętrznego regulaminu pismami zarówno przez Dyrektora Domu Pomocy Społecznej przy ul. Złotniczej, jak i przez obawiających się o swoje bezpieczeństwo mieszkańców wspomnianego Domu (pierwsze tego typu pismo wpłynęło do MOPS w Łodzi 13 maja br.)" – uzyskaliśmy w odpowiedzi od rzeczniczki MOPS, Iwony Jędrzejczyk-Kaźmierczak.
Rzeczniczka MOPS-u informuje, że pan Robert odrzucił zaproponowaną możliwość podjęcia leczenia odwykowego, mimo że na początku czerwca zobowiązał się na piśmie do zaprzestania nadużywania alkoholu i regularnych spotkań z psychologiem. Jak tłumaczy, zachowanie podopiecznego zaważyło na uchyleniu decyzji o przyzaniu mężczyźnie miejsca w DPS-ie. W odpowiedzi MOPS zaznaczono, że do tej pory mężczyzna odrzucał wszystkie proponowane mu formy pomocy.
W rozmowie z nami pan Robert wspominał, że od czasu gdy przebywa na bałuckim osiedlu, wielokrotnie odwiedzały go patrole służb miejskich.
– Ten przypadek jest nam znany. Patrole podjeżdżają do tego pana. Oferujemy mu pomoc, która leży w naszych kompetencjach – proponowaliśmy przewiezienie go do schroniska lub noclegowni. W sytuacji kiedy pan nie był zainteresowany, a jego stan nie wskazywał na zagrożenie życia lub zdrowia, to nic więcej nie mogliśmy zrobić – tłumaczy Joanna Prasnowska z Wydziału Dowodzenia Straży Miejskiej w Łodzi.
Rzeczniczka przekazuje, że strażnicy kilkukrotnie kontrolowali stan pana Roberta.
Pozostająca w kontakcie z nami, pomagająca mężczyźnie pani Agnieszka również oferowała mu pomoc w transporcie do jednej z miejskich noclegowni. Kobieta tłumaczy jednak, że większoś z nich pan Robert musiałby opuścić rano, ponieważ przyjmują osoby wyłącznie na noc. W tej sytuacji mężczyzna wolał pozostać na osiedlu, gdzie doskonale zna mieszkańców i może liczyć na ich wsparcie.
CZYTAJ TAKŻE >>> Pogrzeb łódzkiego strażaka, który zginął w katastrofie samolotu. Straż pożegna przyjaciela
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.