Naturalną konsekwencją byłoby przejście Prawa i Sprawiedliwości do rządu mniejszościowego – bez poparcia jednego (Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry) lub obu (Porozumienie Jarosława Gowina) dotychczasowych koalicjantów.
!reklama!
Mogłoby to być rozwiązanie tymczasowe, niepozwalające jednak na sprawne rządzenie państwem w dłuższym okresie. Jeżeli PiS-owi nie udałoby się, w krótkim terminie, uzupełnić składu koalicji (np. wyciągając pojedynczych posłów od dotychczasowych koalicjantów lub z opozycji), należałoby postawić pytanie o przedterminowe wybory do Sejmu i Senatu.
Problem w tym, że przyspieszone wybory wiążą się z ogromnym ryzykiem dla prawie wszystkich liczących się ugrupowań parlamentarnych:
Dla PiS: jeżeli wystartowałby bez poparcia dotychczasowych koalicjantów, wybory oznaczałyby realne ryzyko utraty samodzielnej większości. Aby utrzymać się u władzy, partia Jarosława Kaczyńskiego potrzebowałaby nowego koalicjanta – prawdopodobnie padłoby na Konfederację, która może okazać się znacznie trudniejszym partnerem niż dotychczasowi. Drugim scenariuszem jest uzyskanie (nomen omen) porozumienia z dotychczasowymi partnerami, co jednak nie niweluje ryzyka jak również nie daje większej szansy na uzyskanie czegoś więcej niż w roku 2019.
Dla SPZZ oraz PJG: wybory, w których musieliby wystartować samodzielnie (lub w bardzo dziwnej koalicji) prawdopodobnie oznaczałyby zakończenie obecności na płaszczyźnie Sejmu. Wyniki dotychczasowych badań wskazują, że każde z tych ugrupowań popiera ok. 1-2% wyborców (z sumą między 3% a 4%). Jest to wynik poniżej progu ustawowego (5%), ponadto – nawet uzyskanie ok. 5% nie daje szansy na większą niż 3-4, może 5-osobowa reprezentacja. Oznaczałoby to marginalizację tych środowisk. Tak zwane „przystawki” są w znacznie słabszej sytuacji niż silniejszy koalicjant – nie posiadają tak istotnych zasobów finansowych (cała subwencja trafia na konto PiS), zostaną też pozbawieniu funkcji rządowych oraz – najprawdopodobniej – dostępu do mediów publicznych. Wygląda to na misję samobójczą.
Dla opozycji liberalnej: nowe wybory wiążą się z ryzykiem ograniczenia wpływów (Koalicja Obywatelska) a nawet eliminacji z Sejmu tych ugrupowań, które nie mogą być pewne przekroczenia progu (Polskie Stronnictwo Ludowe i Nowa Lewica). W znacznej mierze, to miejsce może zająć Polska 2050 Szymona Hołowni. Z drugiej strony – scenariusz, w którym, po wyborach, istniałaby możliwość zbudowania większości po tej stronie (bez Konfederacji) jest bardzo mało prawdopodobny. A budowanie koalicji od Razem po Narodowców i Bosaka nie wydaje się mieć przyszłości.
Z ugrupowań reprezentowanych w Sejmie, na realny zysk najbardziej może liczyć Konfederacja, której notowania w ostatnim czasie są lepsze niż przed rokiem. W dogodnych warunkach – mogłaby rozważać wejście w układ rządzący. Spoza Sejmu – wybory byłyby szansą dla Pl2050 na wejście do realnej polityki. 3 lata przed planowanym terminem.
Jak można zauważyć, przyspieszone wybory niespecjalnie wpisują się w interesy poszczególnych aktorów. Oczywiście, w procesie decydowania politycznego, nie można pomijać emocji i stanów emocjonalnych, jednak logika funkcjonowania politycznego wskazuje, że najprawdopodobniejszym scenariuszem jest utrzymane dotychczasowej koalicji. Potwierdziłoby to, że mamy do czynienia z konfliktem zastępczym a naprawdę toczy się ciągła walka o podział stref wpływów na kolejne 3 lata.
Tekst: dr Maciej Onasz, Wydział Studiów Międzynarodowych i Politologicznych UŁ
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.